Homo Polacus Homo Polacus
202
BLOG

Jak Lach bratankiem Węgra chciał zostać

Homo Polacus Homo Polacus Polityka Obserwuj notkę 0

 





Polak, Węgier dwa bratanki
i do szabli i do szklanki.
Obaj zuchy, obaj żwawi,
niech im Pan Bóg błogosławi.

Chyba jak nigdy od czasów Konfederacji Barskiej, pod koniec której powyższa sentencja miała powstać, słowa te są tak często powtarzane przez wielu Polaków, ale chyba mniej Węgrów.
Historia Polski i Węgier w okresie powojennym wiele się nie różni, gdyż oba te państwa w podobny sposób przeżyły okres stalinizmu i głębokiej komuny wyniszczającej narody tych państw.
Nie ma co przypominać szczegółów z historii z wyjątkiem może jednego, a mianowicie tego, że to Bolek swoim magicznym śrubokrętem w pojedynkę demontując komunę, dał wolność połowie Europy, nie wykluczając także Węgrów z korzyści jakie przyniosła bolkowa krucjata.
Zapewne mało Węgrów zdaje sobie sprawę z faktu, że magiczny atrybut TW Bolka, po tym jak zdążył on rozmontować komunę w Europie i na całym świecie, został wbity w plecy śpiącej Polski, a raczej otumanionej utworem pewnego bandu zza Odry pt. "Wiatr przemian".
Podczas gdy my spaliśmy śniąc o wolności, pan Bolek z innymi towarzyszami, nie wyłączając z tego grona takich osobistości jak Jaruzelski, Kiszczak, czy Szechter; bolkowym śrubokrętem podczas suto zakrapianych biesiad przy magdalenkowym stole (już nieokrągłym), na zawsze w bardzo skuteczny sposób rozmontował również Polskę.
Jakąż to plejadę prezydentów w Polsce posiadaliśmy i posiadamy od czasów szwindlu wszech czasów.
W pierwszym okresie swojej wolności Polacy na prezydenta postanowili "wybrać" nie kogo innego, jak tylko reżysera Stanu Wojennego w osobie generała W. Jaruzelskiego.
To był taki swoisty dowód wdzięczności dla tego bolszewika od rodaków.
Ale tam, póltoraroczna kadencja to w końcu nie tak długo, a Order Orła Białego nadany temu bandycie z racji pełnionego urzędu, to tylko nic nieznaczący szczegół.
Wybory prezydenckie w 1990 roku wyłoniły na prezydenta mesjasza Europy, myśliciela, filozofa, lingwistę i wielkiego humanistę Bolka.
Polska dzięki nam zamieniła się w olbrzymią arenę cyrkową z niemal czterdziestomilionową publiką.
Marnej klasy clown z ruskiego, podupadłego cyrku został głową państwa  w kraju na mapach umiejscowionego pomiędzy Bugiem, a Odrą.
Nastała w naszym kochanym kraju era wolności podkreślona bardzo, bardzo "grubą kreską" (jeden z późniejszych senatorów tzw.III RP, powiedziałby zapewne, że gruba ścieżką).
Nastała era wolności w której głoszono przez organizację KLD , iż żeby być obywatelem państwa zbliżonego statusem do tych zachodnich, to należy ukraść pierwszy milion.
Mój Boże, jakim bogatym krajem byłaby Polska, gdyby swołocz korzystająca z katechizmu kaeldowskiego poprzestała tylko na tym pierwszym milionie.
To za prezydentury Bolka w naszym kraju powstała grupa oligarchów, której członkowie ze zwykłych cingciarzy i bazarowych przekrętów stali się elitą III RP.
Gdy już się świat zaczynał śmiać z Bolka, gdyż nawet mistrzom od piaru nie udawało się z plebejskiej gęby z idiotycznym wąsem, a do tego z kogoś, kto nie znał (i nie zna, choć książki niby to pisze) podstaw swojego własnego języka, zrobić męża stanu, to Polacy postanowili wybrać na prezydenta człowieka ze wszech miar obytego, z solidnym wykształceniem (dyplom tylko wcięło), bo po moskiewskich uniwersytetach, światowca mówiącego nie tylko po polsku, ale także po rosyjsku, a nawet i po angielsku.
Ech, jakże wielkim błogostanem jawiła się prezydentura pana redaktora naczelnego Sztandaru Młodych, kiedy to pierwsza dama uczyła w TV konsumować Polaka bezy.
Właśnie wtedy zaczęła się era celebrytów, a czerwony dywan stał się marzeniem niemal każdego pastucha i o dziwo pastuchy skutecznie zaczęły osiągać rangę celebrytów i elit.
Wszyscy klaskaliśmy w dłonie po tym jak nasz pan prezydent nachlał się jak świnia w miejscu kaźni tych prawdziwych elit, zamordowanych przez jego pobratymców w Charkowie.
Co tam, że się nachlał nieborak - to tylko świadczy o tym, że swój chłop.
Tak, czy owak, to Polacy zafundowali panu prezydentowi aż dwie kadencje, bo się okazało, że idioci nie zdołali podczas jednej posiąść umiejętności konsumpcji mienionej bezy.
Po bezowym instruktażu mogłoby się zdawać, że terapia filipińska zmieniła mentalnoiść narodu nadwiślańskiego, gdyż ten wybrał na swojego prezydenta człowieka ze wszech miar godnego tego urzędu, a mało tego, to wybory parlamentarne wygrywa stronnictwo w którym czołowe funkcje w strukturach pełnią ludzie zasługujący na miano polityków.
No niestety, ale taki scenariusz nie był do zaakceptowania przez carat.
Różne wypadki sprawiły, że wspomniana formacja rządziła krajem jedynie przez dwa lata.
I co?
A jajco, bo po tych dwóch latach szansy dla Polski, znowu odżywa doktryna "pierwszego zajebanego miliona".
Polacy ponownie wykazali się wdzięcznością Bolkowi i jego ekipie z którą w pocie czoła pracował wcześniej na nocne zmiany.
Polakom fakt ten nie przeszkadzał, gdyż ci nad wyraz cenią sobie pracowitość, a jak ktoś tyra po nocach, to znaczy, że jest spox - jak powiedziałby absolwent dzisiejszego gimnazjum.

Prezydentem co prawda pozostał człowiek, który jako jedyny był godnym tego urzędu w naszych współczesnych czasach, ale swoją postawą budził on taką odrazę wśród elit i celebrytów, że język medialny w Polsce emanujący z meinstreamu zamienił się w kloakę, a postać samego Prezydenta upodlono do stopnia, nie mającego żadnego precedensu w cywilizowanym świecie.
Niestety nie dane było temu Prezydentowi wziąć udziału w kolejnych wyborach prezydenckich, w których ewentualna wygrana mogłaby przedłużyć urzędowanie o kolejne pięć lat, bowiem takowych po prostu nie dożył, gdyż został zamordowany podczas zamachu na podsmoleńskim lotnisku.
Och iluż to Polaków dało wyraz swojemu ubolewaniu podczas uroczystości pogrzebowych Prezydenckiej Pary, oraz innych osobistości, które także poległy w zamachu.
No i kiedy mogłoby się zdawać, że naród zaczął się budzić, to kubeł zimnej wody został wylany na łeb tych, którzy wierzyli w Polaków w wyborach prezydenckich, które wygrywa kolejny analfabeta, dający popisy znajomości swojej ortografii w ambasadach, natomiast jako prozaik i wspaniały mówca daje się poznać na światowych salonach, czyniąc wykłady na temat bigosowania Murzynom i jeszcze innym noblistom.
No ale najlepsze dopiero przed nami, bo oto 9 października ubiegłego roku w Polsce odbyły się wybory parlamentarne.
No i qrna Lachy wybrały.
Nie wiem co było przyczyną, że Polacy dali mandat zaufania PO na kolejną kadencję, ale uważam, że mentalna ucieczka w zwycięstwo Węgrów niektórych z Polaków, nie upoważnia nas do nazywania tego wspaniałego narodu naszymi "BRATANKAMI", gdyż nie wydaje mi się, ażeby Węgrzy chcieli, by utożsamiano ich z bolszewickim pomiotem zamieszkującym pomiędzy Bugiem, a Wisłą.
Do wolności trzeba dorosnąć.
Węgrzy właśnie osiągnęli swoją dorosłość, a my uczmy się dalej wpierd.... bezy, bo tyle nam zostało.

Na koniec powrócę do przysłowia o bratankach zacytowanego na wstępie.
Oprócz błędnej dzisiaj teorii, że Polak i Węgier to bratanki, jest też druga część, mówiąca o bożym błogosławieństwie.
Bóg Węgrom błogosławi, a nam błogosławić nie będzie.
My wybraliśmy, a w naszym kościele nie Wit Stwosz struga ołtarze swoim mistrzowskim dłutem, a niejaki Palikot lateksowym penisem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka