Homo Polacus Homo Polacus
506
BLOG

Czy Tusk odgryzie sobie łapę?

Homo Polacus Homo Polacus Polityka Obserwuj notkę 0

W jednym z arcydzieł rodzimej kinematografii, które powstało już w nowym milenium, w scenie nawiązującej do tytułu, kiedy główny bohater, przyszły wirtuoz, Kuba Jan Akser budzi się u boku wieloryba i bynajmniej nie w oceanarium, łagodny głos dobiegający z włączonego telewizora, informuje o zachowaniu się młodego kojota, kiedy ten znajdzie się w potrzasku.
Z wykładu lektora (kobieta) dowiadujemy się, iż młody kojot, który grasując w nocy po swojej okolicy, wpadł w potrzask, długo nie może się zorientować, co tak naprawdę się stało.
Kiedy rozważania kojota pozwalają mu ocenić sytuację w jakiej się znalazł, postanawia on odgryźć sobie łapę, ażeby nie dać się złapać wąsatemu Meksykaninowi  (nie mylić z wąsatym, byłym prezydentem, który także posługuje się niezrozumiałym dla mnie językiem, chyba meksykańskim).

Kiedy Polacy wybrali po raz pierwszy na premiera pana Tuska i kiedy ten wygłosił swoje pierwsze   expose zwane dalej dekalogiem platformianym (od dziesięciu obietnic hochsztaplerskich), to zgoła odniosłem wrażenie, że choć człowiek ten predyspozycjami żadnymi przez Boga obdarowany nie został, aby być politykiem, to jego entuzjazm emanujący z rozradowanej facjaty, pozwoli mu przetrwać sytuację w jakiej się znalazł i dodam, iż wówczas byłem pewny, że oto rozpoczęła się pierwsza, a zarazem ostatnia kadencja tego bądź co bądź indolenta.
Pomimo tego, że kamienne tablice pękły już w pierwszym kwartale kadencji, nie wytrzymując fałszu zawartego na nich, to jednak premiera ogłoszono geniuszem namazanym przez Boga, brylantem, a także Mojżeszem, który przeprowadzi Polaków przez Morze Czerwone (dokąd i po co, to do dzisiaj nie wiem).
Zacząłem się głęboko zastanawiać, co jest ze mną nie tak, że nijak nie mogę dostrzec cech, którymi zewsząd maszczono premiera.

Jedynym znamiennym faktem, owocem pierwszej  kadencji, była eksterminacja polskiej delegacji państwowej w dniu 10 kwietnia pod Smoleńskiem z Parą Prezydencką na czele.
Pozorna żałoba panująca w kręgach tzw. PO, niebawem zamieniła się w euforię, kiedy postanowiono w przyspieszonych wyborach prezydenckich, posadzić w fotelu prezydenckim kogoś, za kogo jest mi wstyd cały czas i to nie tylko z powodów estetycznych, ale przede wszystkim dlatego, że ten ktoś okazał się być kompletnym ignorantem, a do tego jeszcze analfabetą, czemu dał wyraz podczas wizyty w ambasadzie Japonii z kondolencjami po nieszczęściu jaki ten kraj spotkało.
O ile wyborem prezydenta  byłem zażenowany, to po jego wizycie w japońskiej ambasadzie zostałem upokorzony.
Jednak nie o tej postaci myślałem zasiadając do pisania tej notki.

Kadencja premiera mijała w atmosferze sielanki i tylko od czasu do czasu jakieś tam afery hazardowe, czy miliardowe (Eureko) zakłócały idylliczny pejzaż Zielonej Wyspy, którą stworzono Polakom pod przewodnictwem pana premiera, a także mienionego specjalisty od ortografii.

Przyszły kolejne wybory parlamentarne i kiedy ogłoszono ich wyniki, uległem traumie, która trwa do dzisiaj i zapewniam, że nie z powodu, iż wybory ponownie wygrał Tusk, ale z faktu, że ziomkowie moi okazali się totalnymi idiotami i że rokowań  na odzyskanie przez kraj statusu państwa nie ma już żadnych, a Zielona Wyspa zdążyła się już zamienić w Atlantydę.
Powracając na moment do smoleńskich wydarzeń, to kiedy po rajdzie rządowych limuzyn ścigających się z autokarem, którym J.Kaczyński udawał się na miejsce zamachu, pan Tusk wygrawszy ten wyścig, rzucił się w ramiona pana Putina, to zrazu sobie pomyślałem, że oto nasz premier wpadł w potrzask.

Drugie expose pana premiera nie było już takie radosne jak to pierwsze, i wyznań miłosnych w nim mniej pan premier zawarł.
Zacząłem sobie zdawać sprawę, że pan premier powoli sobie uzmysławia w jakiej sytuacji się znajduje i co to tak naprawdę znaczy, być odpowiedzialnym za państwo.
Począwszy od wygranej w jesiennych wyborach, do dnia dzisiejszego w naszym kraju nie podjęto żadnych działań do których zobligowany jest rząd.
Informacji wydobywających się z medialnych emiterów doliczyłem się w tym okresie trzech.
Pierwszą była kontynuacją tej z poprzedniej kadencji premiera i dotyczyła postaci Jarosława Kaczyńskiego.
Był to standardowy stek inwektyw, mający na celu dyskredytację postaci prezesa PiS.
Kolejny nius, który wstrząsnął świadomością Polaków, to strzelanina w kancelarii pewnego prokuratora, przy czym nie ustalono tam kto i do kogo strzelał i czy w ogóle strzelał, bowiem oświadczono, że pocisku niestety, ale zlokalizować się nie uda, gdyż pan prokurator zapobiegliwie otworzył okno, ażeby jak to sam stwierdził - "uniknąć rykoszetu".
Samobójcza farsa jednak nie trwała długo, bo oto pojawia się kolejny spektakl, jak się okazuje kluczowy dla Polski i Polaków i mam tu na myśli aferę z ACTA.
W mojej skromnej opinii, to aferę wykręconą przez polski rząd.
Skoro można zainscenizować, prymitywnie, bo prymitywnie samobójstwo pana prokuratora i to niemal, że przy błysku fleszów, to chyba można też zainscenizować hakerskie ataki na stronę premiera, czy jego latorośli.
Oprócz tego, że przypomniano nam o filmie "V jak Vendetta", to z całej sytuacji nie wynika nic dla Polski.
No ale, czy to wszystko było inscenizowane ot tak sobie, bez żadnych powodów?
Powodem zdawać się może totalna porażka rządu w sprawie Smoleńska i chęć zmiany kierunku w zawierusze powstałej wokół tego dramatu
Preludium do tego aktu była wrzuta z kokpitem pełnym generałów.

Czytając dzisiejsze niusy, pochłonął mnie wywiad na WP z mecenasem Bartoszem Kownackim, który przeczytałem z zaciekawieniem i najbardziej z owego wywiadu utkwił mi w głowie tytuł - "Tusk zrozumiał, że został oszukany przez Rosjan".
Gdy zapoznałem się z nim po raz pierwszy, olśniło mnie, że jesteśmy przygotowywani do zmiany stanowiska pana premiera w sprawie zamachu smoleńskiego, a dlaczego?
Bo okazuje się, że pan premier jest w potrzasku i choć bardziej przypomina mi on hienę niźli kojota, to jednak sytuacja  jawi się identyczną z ta opisaną na wstępie  z kojotem w roli głównej.
Kolejnym symptomem, który mnie utwierdza w mojej tezie, to wywiad z panią Małgorzatą Sekułą - Szmajdzińska, wdową po Jerzym Szmajdzińskim, która jest posłanką SLD.
Tytuł dość zaskakujący, bo brzmi - "Rosjanie, arcymistrzowie kłamstwa".
Żeby było ciekawiej, to dodam, że własnie w tej chwili zorientowałem się, że tytuł na WP, już został zmieniony.
Proszę wejść TUTAJ i się przekonać, że po uderzeniu w link "Tusk zrozumiał, że został oszukany przez Rosjan", otwiera się nam już tekst pod zmienionym tytułem - "Tusk nie potrafi stać na straży polskiej godności".
Dziwne.
Trudno jest rozgryźć do końca te ich medialne rozgrywki, ale manewry ze zmianami tytułów świadczą jedynie o braku profesjonalizmu ze strony tuskowych analityków, niezależnie od tego, co chcą oni osiągnąć stosując takie zabiegi.
Byłbym może i nie zwrócił na ten szczegół uwagi, ale to właśnie tytuł mówiący o tym, ze Tusk został oszukany i to przez Rosjan, skłonił mnie do napisania tej notki.
Ale mniejsza z tym.
Jak już wspomniałem, to Tusk znalazł się w potrzasku, gdyż wszystkie kłamstwa dotyczące Smoleńska wychodzą na jaw, a teorie MAKowej panienki, czy rozwódki - sam już nie wiem - okazują się stekiem niczym niepotwierdzonych bzdur, a mało tego, to okazuje się, że manipulowano przy materiałach dowodowych.
Nie zazdroszczę Tuskowi.
Zastanawiam się mocno, czy w akcie desperacji odgryzie sobie łapę i pójdzie na całość, rozpoczynając nowe śledztwo przy współudziale niezależnej komisji z obecnością w niej europejskich i amerykańskich specjalistów?
Tutaj dodam, że to nie w polskie sidła wpadł nasz premier, a w rosyjskie.
To pan Putin zastawił potrzask na pana Tuska.
Kwestia polega na tym, czy kojot odgryzie sobie łapę i wyrwie się z pułapki próbując ucieczki w prawdę, czy pozostanie w potrzasku, godząc się z losem, czekając na myśliwego?
Nie zazdroszczę mu dlatego, iż przypuszczam, że myśliwy w obu przypadkach dobije kojota, bo gdyby mu się nawet udało odgryźć sobie łapę, to za bardzo nie ma on dokąd uciec.


Ta smutna fotografia pochodzi stąd.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka